Jak wejść na Giewont zimą? Opis szlaku i relacja z wejścia

Zimowe Tatry to myśl, która rozpala niejedną głowę – ale zanim zaczniemy wspinać się najtrudniejsze tatrzańskie szczyty, może warto zacząć od czegoś łatwiejszego, choćby od wejścia na Giewont zimą (1895 m n.p.m.). Szczyt nie należy do grupy wymagających, ale pojawiają się tu już pewne schodki, a sprzęt zimowy jest niezbędny. Sam jestem zwolennikiem teorii, że bez odpowiedniego sprzętu zimą w góry się nie pchamy. Narażanie siebie to jedno, ale narażanie innych górołazów czy ratowników górskich to drugie. Nie stwarzajmy zatem sytuacji niebezpiecznych, a dyskusję, czy da się wejść bez sprzętu zamykam twierdzeniem “wszystko się da, ale minimalizujmy możliwość popełnienia błędu, bo góry błędów nie wybaczają”. Zakładam więc, że wybierając się w Tatry zimą, macie już jakieś pojęcie o górach, wiecie, co to są raki i do czego służy czekan. Dlatego pozwolę sobie odpuścić opisywanie podstaw, skupiając się raczej na relacji i opisie zimowej drogi na Giewont.

Jak wejść na Giewont zimą z Zakopanego przez Dolinę Strążyską

W Zakopanem zatrzymaliśmy się w sprawdzonym już kilkukrotnie Ośrodku Szpulki. Miejsce zdecydowanie polecam, bo jest to duży ośrodek niedaleko centrum, a ceny są bardzo przyzwoite. Standard jak w schronisku lub bardziej jak w akademiku, czyli dla przeciętnego górołaza idealny. W tym przypadku lokalizacja ma drugi plus, bo jesteśmy w dobrym miejscu, żeby zacząć wypad na zimowy Giewont. Na szlak wyruszamy rano, ale nie musimy startować skoro świt, bo kolejny nocleg mamy zarezerwowany w schronisku na Hali Kondratowej. Jest to idealna lokalizacja na bazę wypadową na kolejne dni w Tatrach. Mamy plan jeszcze eksplorować. Minus tego planu to noszenie całego ekwipunku i prowiantu na kolejne dni ze sobą. Plecaki swoje ważą, ale pogoda od rana dopisuje, więc i humory mamy wyśmienite. Pierwsze kroki to przejście przez Zakopane do Doliny Strążyskiej, skąd zaczniemy już właściwe wejście.

Przed wejściem do Doliny Strążyskiej uiszczamy opłatę za wejście do Tatrzańskiego Parku Narodowego i możemy startować. Tłumów nie widać, mimo że dziś sobota. Zaczynamy od szlaku czerwonego, ten prowadzi nas doliną w górę Strążyskiego Potoku. Podejście jest bardzo delikatne, prawie płaskie, jak to bywa w tatrzańskich dolinach. Po jakiś 30 minutach dochodzimy do polany, gdzie nasz szlak łączy się ze Ścieżką nad Reglami, czyli szlakiem czarnym. My tutaj robimy sobie chwilę postoju na poprawki w sprzęcie i łyk orzeźwiającej wody ze strumienia.

Przechodzimy przez mostek i idziemy razem z czarnym i czerwonym szlakiem w stronę Grzybowieckiej Doliny. Tutaj podejście robi się trochę bardziej strome, a śnieg jest ciut wyślizgany, ale nie stwarza to żadnych trudności. Podejście trwa około 50 minut i już jesteśmy na przełęczy w Grzybowcu. Tutaj nasze szlaki się rozchodzą; latem pewnie większość z Was poszłaby szlakiem czerwonym bezpośrednio na szczyt Giewontu, ale zimą ten szlak jest zamknięty. Dlatego czeka nas wędrówka szlakiem czarnym.

Po około 20 minutowym zejściu docieramy do Wielkiej Polany Małołąckiej, gdzie nasza Ścieżka nad Reglami krzyżuje się ze szlakiem żółtym, w który teraz odbijamy. Pogoda dopisuje nadal, słoneczko radośnie świeci, a my możemy cieszyć oczy wspaniałymi widokami. Z drugiej strony, te wspaniałe widoki to między innymi stok Giewontu, który zaraz będziemy zdobywać. Przetarta ścieżka prowadzi nas najpierw prawie po płaskim, ale z każdą chwilą zaczyna się coraz bardziej piąć w górę. W pewnym momencie robi się już na tyle stromo, że stwierdzamy, iż czas założyć raki.

Szybko się przezbrajamy i ruszamy dalej. Podejście nie jest trudne ale dość żmudne; krok za krokiem idziemy do góry. Od miejsca, gdzie zakładamy raki, do przełęczy Kondrackiej schodzi nam jakieś 1:30 h. Tak naprawdę dopiero kiedy jesteśmy na grani, okazuje się, że warunki są trudniejsze niż myśleliśmy. Na grani wieje bardzo silny wiatr i trzeba uważać, bo podmuchy bywają niebezpieczne. Momentami musimy siadać lub kucać, żeby przeczekać kolejne uderzenia wiatru. Szczyt jest na wyciągniecie ręki, dlatego nie odpuszczamy. Żeby jednak zdobyć ostatnie wzniesienie i stanąć obok krzyża, musimy uruchomić czekan. Skała tutaj jest bardzo oblodzona, dlatego trzeba bardzo uważać na stawiane kroki. Mija chwila i już jesteśmy na szczycie! Ponoć na Giewoncie zawsze jest mnóstwo ludzi; my mieliśmy jednak cały szczyt tylko dla siebie. Niestety, widoczność się zepsuła, a wiatr był tak silny, że trzeba było się szybko ewakuować.

Zimowe zejście z Giewontu do Hali Kondratowej

Zejście w tak eksponowanym i oblodzonym ternie jest oczywiście dużo bardziej wymagające niż wejście. Myślę, że z całej zimowej eskapady na Giewont to etap samego zejścia ze szczytu jest najtrudniejszy. Dalej zmagając się z wiatrem, schodzimy na Kondrackiej Przełęczy. Potem już tylko jakieś 40 minutowe zejście do Polany Kondratowej, gdzie czeka nas ciepłe schronisko i zarezerwowane łóżko.

Zmęczeni po walkach z wiatrem docieramy do Schroniska PTTK na Hali Kondratowej. Tutaj jednak okazuje się, że czeka nas bardzo nieprzyjemna niespodzianka. Otóż z zarezerwowanego wcześniej noclegu nici. Dlaczego? Okazuje się, iż funkcjonujący na stronie schroniska system rezerwacyjny swoje, a obsługa schroniska swoje. Rezerwacje internetowe, mimo że mailowo potwierdzone, nie są w schronisku honorowane. Pani twierdzi, że nie mają dostępu do Internetu i nie są wstanie tego ogarnąć. To dlaczego, do cholery jasnej, po prostu nie wyłączą tego systemu? Niestety,  nasza radość z dotarcia do celu była zdecydowanie przedwczesna. Przed schroniskiem zjedliśmy tylko coś i ruszyliśmy w dalszą drogę do Zakopanego. Do sprawdzonego już kilkukrotnie Ośrodka Szpulki.

Po prawie 8h łazęgi po górach wróciliśmy do punktu wyjścia. Okazało się, że na darmo cały dzień nieśliśmy na plecach cały ekwipunek i prowiant na kilka dni. Spokojnie mogliśmy część rzeczy zostawić w ośrodku, a na akcję górską zabrać tylko, to co niezbędne. No cóż, potraktujemy to jako trening, przestrogę i doświadczenie aby w Tatrach nie ufać schroniskom. Jeśli chodzi zaś o wejście zimą na Giewont, to cieszę się że wejście nam się udało, mimo że warunki na grani przez bardziej doświadczonych były określane jako trudne.

P.S. Wszystkie zdjęcia zostały wykonane telefonem, dlatego przepraszam za jakość. Przyznam się szczerze, że wybierając się zimą w Tatry, nie mam ochoty nosić dodatkowego balastu w postaci lustrzanki.


Kilka statystyk z wejścia na Giewont zimą:

Dzień 1
czas: 7:46 h, dystans: 18,28 km, podejście: 1250 m

Do liczenia statystyk używam zegarka Suunto Ambit 3 Peak. Czas liczony jest od momentu wyjścia do momentu skończenia trasy, łącznie z przerwami.

Inne artykuły na blogu fundacji

Jeśli macie ochotę coś jeszcze poczytać to zapraszamy do innych naszych postów zajrzyjcie tutaj.

A może macie ochotę poczytać o naszych działaniach jako fundacja? Zajrzyjcie tutaj!


Jeśli spodobał Ci się ten post, lubisz zaglądać na naszego bloga i chcesz, abyśmy nadal go rozwijali, zapraszamy do wsparcia nas przez platformę Patronite. Każdy może zostać patronem bloga fundacji Polska górom! Wesprzeć nas możesz już od 5 zł miesięcznie. Dziękujemy!


Podobał Ci się ten post? Znasz Tatry i chcesz coś dodać, lub chcesz o coś zapytać? Zdobyłeś już Giewont zimą lub może dopiero planujesz wejście na niego? Masz jakieś rady jak wejść na Giewont zimą? Może chcesz się podzielić doświadczeniem z zimowych Tatr? Pozostaw ślad w postaci komentarza. Jeśli chcesz pomóc w rozwoju bloga, udostępnij dalej, niech trafi do większego grona czytelników.

Scroll to Top